O kuchence mikrofalowej, radarze i trudnym słowie „serendipity“

Odkrycia naukowe przyczyniają się do tego, że powstają nowe wyroby, nowe dziedziny przemysłu, nowe sukcesy gospodarki. Dlatego często słyszy się głosy, że rozwojem nauki trzeba tak sterować, by tych nowości cywilizacyjnych – będących czynnikami napędzającymi ekonomię – było jak najwięcej. Jest z tym jednak poważny kłopot, bo problemy codzienności (których rozwiązanie przynosi konkretne zyski) trudno jest tak sformułować, żeby można było ukierunkować badania naukowe na ich rozwiązanie.

Posłużmy się przykładem. Jak nazwać taki cel: wynaleźć coś, co da się wykorzystać w każdej kuchni? Coś, co będzie wytworem zaawansowanej elektroniki, ale co kupią miliony zwykłych gospodyń domowych na całym świecie? Coś, czego produkcja będzie bardzo opłacalna?

Patrząc na te pytania, doprawdy nie wiadomo, jak podejść do tego tematu, żeby postawić przed uczonymi odpowiednie zadania. Naukowe „uzbrajanie” procesu gotowania - czy to dobrze brzmi jako temat dysertacji doktorskiej? To przecież takie małe, trywialne, przyziemne - gdzież z tym do wielkiej Nauki?!

Łatwiej przed uczonymi postawić wielki cel. Na przykład można nakazać im znalezienie metody pozwalającej z dużej odległości wykryć samoloty, które ukryte w chmurach nadlatują, żeby zbombardować nasze miasto. To był dramatyczny problem w czasie II wojny światowej. Próba rozwiązania tego problemu metodami naukowymi powiodła się i powstał radar – metoda wykrywania takich samolotów (a potem także wrogich okrętów we mgle) przez wysyłanie fal radiowych. Fale takie, w odróżnieniu od światła, mogą swobodnie wnikać w chmury lub kłęby mgły, więc zła pogoda albo duża odległość nie stanowią dla nich żadnej przeszkody. Gdy takie penetrujące fale radiowe napotkają metalowy przedmiot (samolot albo okręt), to się od niego odbiją i wrócą do anteny, która je wysłała, niosąc wiadomość, że tam oto czai się napastnik.

Nieoczekiwanym skutkiem rozwoju radarów było jednak to, że – ku zaskoczeniu ich twórców – okazało się, że fale radiowe wysyłane przez te urządzenia potrafią nagrzewać produkty spożywcze. Fale używane w radarach są bardzo krótkie, żeby można je było dokładnie wycelować, dlatego nazywają się mikrofalami. Wszyscy już wiedzą, do czego zmierzam. Tak, chodzi o kuchenną mikrofalówkę. Wygodną, bo pozwala szybko podgrzewać jedzenie, nie wymagając przy tym palenia ognia czy nagrzewania elektrycznych promienników.

Podobno do odkrycia doszło przypadkiem, gdy inżynier Percy Spencer zauważył, że podczas obsługi radaru rozpuścił mu się w kieszeni czekoladowy baton. A że miał łeb do interesów…

Pomyślmy przez chwilę – gdyby najzdolniejszym nawet uczonym postawiono zadanie: jak zbudować urządzenie do podgrzewania potraw – to opracowaliby setki różnych grzejników i palników, ale nie wpadliby na pomysł, żeby zbudować nadajnik radiowy, który wytworzy fale wnikające do wnętrza gotowanego produktu i nagrzewające ten produkt od środka. Grzejnikiem w kuchence mikrofalowej jest bowiem sam umieszczony w strumieniu mikrofal kawałek mięsa czy jarzyny, a nadajnik mikrofalowy tylko dostarcza temu naturalnemu grzejnikowi energii. To dlatego szklane naczynie, w którym pieczemy w mikrofalówce jabłko, może być zupełnie chłodne, podczas gdy jabłko dosłownie kipi od wewnętrznego żaru…
Przeniesienie wyników większości odkryć naukowych do praktyki, zwłaszcza praktyki życia codziennego, zachodzi właśnie w taki sposób – przez przypadek.

Amerykanie, którym ta sztuka się wyjątkowo często udaje, mają nawet na określenie tego zjawiska specjalne słowo: serendipity. Nie ma on swojego odpowiednika w języku polskim, a w czerwcu 2004 zostało ono wskazane przez brytyjskich tłumaczy jako jedno z dziesięciu słów angielskich, które najtrudniej przetłumaczyć na inne języki. Słownik wyrazów obcych Kopalińskiego objaśnia to słowo w sposób następujący: (…) dar znajdowania cennych albo miłych rzeczy, których się nie szukało; szczęśliwy dar dokonywania przypadkowych odkryć. Bardzo skąpe (zwłaszcza w porównaniu do angielskiej wersji) objaśnienie tego słowa podaje Wikipedia: termin stosowany na oznaczenie sytuacji, w której przypadkowo dokonuje się szczęśliwego odkrycia, zwłaszcza wtedy, gdy szuka się czegoś zupełnie innego.

No i teraz można się zastanawiać: czy Amerykanom tak często zdarza się, że odkryją coś praktycznie użytecznego wśród wyników badań naukowych, dlatego że mają takie wyjątkowe słowo w swoim słowniku, czy może dlatego stworzyli to słowo, że wyjątkowo często coś przypadkiem odkrywali?

***

prof. zw. dr hab. inż. Ryszard Tadeusiewicz
prezes Krakowskiego Oddziału PAN, przewodniczący Rady Naukowej Instytutu Informatyki Teoretycznej i Stosowanej PAN, kierownik Katedry Automatyki i Inżynierii Biomedycznej Akademii Górniczo-Hutniczej im. Stanisława Staszica – trzykrotny rektor tej uczelni. Doktor Honoris Causa 12 uczelni krajowych i zagranicznych. Jest autorem ponad tysiąca prac naukowych i ponad 80 monografii książkowych. Za swoją działalność odznaczony Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski i Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski. Informatyk, automatyk, biocybernetyk i niestrudzony popularyzator nauki – laureat IX edycji konkursu organizowanego przez PAP oraz Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego „Popularyzator nauki” w kategorii „Naukowiec”.

Tagi artykułu

MM Magazyn Przemysłowy 4/2024

Chcesz otrzymać nasze czasopismo?

Zamów prenumeratę